Peru - lamy, kolibry i kondory‏

Publié le par Charles & Marta

Cuzco
Cuzco, dawna stolica krolestwa Inkow, zachowala do dzis swoja krolewskosc. Najbogatsze i najpiekniejsze miasto Peru stalo sie mekka kazdego turysty przyjezdzajacego do tego kraju. I slusznie. Cuzco na to w pelni zasluguje. Miasto jest mieszanka architektury inkaskiej oraz hiszpanskiej, gdyz Hiszpanie, jako kolonizatorzy, takze wybrali Cuzco na stolice swojej kolonii. Miasto polozone jest w szerokiej dolinie na "zaledwie" ponad 3000m dzieki czemu cieszy sie przyjemnym, cieplym klimatem.

Spedzilismy tutaj kilka dni grzejac sie w promieniach slonca na glownym placu miasta i spacerujac po slicznych, waskich uliczkach. Peruwianczycy twierdza zawziecie, ze ten glowny plac miasta - Plaza des Armas - jest najpiekniejszy w calej Ameryce Poludniowej. Czy to prawda, nie wiem, ale na pewno robi wrazenie. Szczegolnie wielka katedra, ktora swoim bogatym wnetrzem spokojnie dorownuje katedrom francuskim. 

W Cuzco mozna znalezc wlasciwie wszystko. Szykowne butiki, restauracje i hotele walcza ze soba o portfele klientow. Porzadku i spokoju turystow pilnuja liczni policjanci. Miasto jest tak popularne, ze mieszkancy mowia iz w centrum nie ma juz zadnych Peruwianczykow - jest ono zalane przez turystow, a takze za drogie dla Peruwianczykow.
Jest to takze miejsce, z ktorego odchodza pociagi do Machu Picchu - glownej atrakcji Peru.

Machu Picchu - Dolina Inkow
Machu Picchu budzilo w nas mieszane emocje. Miejsce jest oczywiscie slawne na caly swiat i chyba kazdy z nas widzial kiedys jego zdjecia w telewizji, ksiazce lub internecie. Jest to dawne miasto Inkow, polozone w przepieknej gorskiej okolicy, tak odleglej i niedostepnej, ze hiszpanscy kolonizatorzy nigdy sie o nim nie dowiedzieli.
 
Peruwianczycy doskonale zrozumieli turystyczna wartosc Machu Picchu. Wprowadzili wiec podwojne taryfy na jedyny pociag, ktorym mozna sie tam dostac (nie prowadzi tam zadna droga poza ta kolejowa). Peruwianczyk mieszkajacy w Cuzco jedzie tym pociagiem za darmo, Peruwianczyk z innego miasta placi 3 dolary, natomiast turysta placi..... 100 dolarow! Ja rozumiem, ze na turystach sie zarabia, jestem gotowa zaplacic troche wiecej itd. ale TAKA roznica ceny moge nazwac tylko zdzierstwem. Do tego dochodzi slona oplata za wstep do Machu Picchu, wygorowane ceny jedzenia i spania na miejscu za podrzedne hoteliki i obrzydliwe posilki... Generalnie Machu Picchu irytuje turyste zanim jeszcze on tam dotrze.
 
Ale poniewaz innego wyjscia nie ma, wsiedlismy w rzeczony pociag i dojechalismy nim do polozonej u stop Machu Picchu, wioski Aguas Calientes, w ktorej zatrzymuja sie wszyscy turysci chcacy zwiedzic ruiny.
 
Nastepnego dnia wstalismy BARDZO wczesnie. Otoz kazdego dnia rano, przed otwarciem bram Machu Picchu, odbywa sie swoisty wyscig turystow. Wejsc na teren ruin mozna od 6 rano. Ale tylko pierwsze 400 osob otrzymuje prawo wspiecia sie na skale dominujaca cala okolice, z ktorej ma sie widok na cale Machu Picchu oraz okoliczne gory. Reszta turystow przybylych danego dnia musi zadowolic sie pozostaniem na dole wsrod ruin. Dlatego kazdego dnia juz od 3.30 w nocy zdeterminowani turysci wyruszaja na nocna wspinaczke by przybyc w tej pierwszej grupie 400 szczesliwych. Ci, ktorzy czekaja na busiki kursujace od 5.30 rano, prawie na pewno dojezdzaja za pozno.  
 
Z wielka radoscia obudzilam sie wiec o 3 w nocy i ciagnieta przez jak zwykle zadowolonego Charlesa znalazlam sie w ciemnosciach na szlaku do Machu Picchu. Bylo ciemno, zimno, a wspinaczka po kamiennych schodach z czasow Inkow, ktore piely sie PIONOWO W GORE, trwala 1,5h. Wspinalismy sie zawziecie rzezac ze zmeczenia, ale nie bylo mowy o postoju, bo razem z nami wspinalo sie mnostwo innych ludzi i nie mozna bylo dac sie za bardzo wyprzedzic. Wiadomo, kto pierwszy ten lepszy. Przed bramy dotarlismy o 5.30 i zdobylismy upragniony bilet na te cholerna skale. Bylismy mokrzy od wspinaczki i bardzo zmeczeni. Gdy o 6 rano zaczeli nas wpuszczac, czekala nas tylko jeszcze godzina wspinaczki na rzeczony punkt widokowy, ktora to wspinaczka byla jeszcze bardziej pionowa niz podejscie Machu Picchu.
Na samej gorze mialam ochote polozyc sie i juz nigdy nie wstac, ale widoki roztaczajace sie przede mna rekompensowaly zmeczenie.
 
Machu Picchu jest niesamowite. Ruiny domostw i swiatyn polozone sa na wzgorzu otoczonym gorami. Gory te tworza naturalna ochrone i bariere przed kazdym, kto chcialby Machu Picchu wziac sila. Miasto jest tak zbudowane, ze patrzac z dolu doliny nie widac nic. Ktos wedrujacy korytem rzeki nie dostrzeglby nawet, ze nad jego glowa lezy miasto. Rzeka oplywajaca wzgorze Machu Picchu to Urubamba, ktora po polaczeniu z Ukajali wpada do Amazonki.
Pomiedzy ruinami pasa sie lamy - wszedobylskie zwierzeta Peru. Wspinajac sie na te widokowa skale widzialam kilka razy kolibry - malutkie, kolorowe ptaszki wyjadajace nektar z kwiatow. Koliber, lama i kondor to trzy symboliczne zwietrzeta Peru.   
 
Spedzilismy w Machu Picchu bite 7 godzin podziwiajac ruiny i okolice. Zostalismy tez zaatakowani przez male muszki-wampiry (tak je nazwalismy), ktore wgryzaja sie w skore zostawiajac krwawe slady, a ugryzienia STRASZNIE swedza. Charles mial na samej kostce 17 sladow (liczylismy!) i przed dwa dni ta kostka podwoila swoja objetosc:)
 
Ollantaytambo i Pisac - Dolina Inkow
Machu Picchu jest glowna, ale nie jedyna atrakcja Doliny Inkow. Usiana jest ona malymi wioskami, w ktorych jest duzo pozostalosci po Inkach. My spedzilismy nastepne 2 dni w dwoch wybranych wioskach. W Ollantaytambo mozna podziwiac ostala fortece Inkow. W Pisac zas, w ramach odpoczynku po Machu Picchu, zafundowalismy sobie 16km spacer po kolejnych ruinach wiosek, swiatyn i nawet nie wiem czego Inkow. Ruin Inkow mam dosc.
 
Arequipa i kanion Colca
Po Dolinie Inkow udalismy sie na poludnie Peru do Arequipy, miasta obnoszacego dumnie reputacje drugiego najpiekniejszego, po Cuzco, miasta Peru.
Arequipa rzeczywiscie jest bardzo ladna. Mozne nie tak jak Cuzco, ale za to o wiele bardziej autentyczna. Cuzco to miasto wypolerowane i wysterylizowane dla turystow. W Arequipie mozna zobaczyc prawdziwe zycie Peruwianczykow, ktorzy w Cuzco zepchnieci sa na drugi plan przez hordy turystow. Jest tu wiec tetniacy zyciem rynek, dzieci w mundurkach spieszace rano do szkoly, uliczni sprzedawcy doslownie wszystkiego, oraz mezczyzni ze starymi maszynami do pisania zainstalowani na lawkach glownego placu. Ci mezczyzni, otoczeni zawsze grupkami ludzi, pisza im na tych maszynach listy, ktorych tamci sami nie potrafia napisac. Od pism administracyjnych po osobiste listy mezczyzni ci stukaja od rana do nocy to co szepcza im w ucho zaaferowani klienci.
 
Autentyzm Arequipy ma takze swoja ciemna strone. Jak wiele miast Ameryki Poludniowej jest ona niebezpieczna noca i bezpieczna za dnia w okreslonych rejonach. Dotyczy to nie tylko turystow ale takze i Arequipian. Dlatego tez drzwi hoteli sa zawsze zamkniete i wchodzi sie po uprzednim sprawdzeniu przez okienko. Noca nie nalezy spacerowac poza centrum. I nigdy, nigdy nie wsiadac na ulicy do taksowki.     
 
Z Arequipy wybralismy sie na dwudniowa wycieczke do kanionu Colca odleglego o pare godzin jazdy. Colca to drugi najglebszy kanion na swiecie. Ten najglebszy jest takze w Peru, zupelnie niedaleko stad. Ale jesli wszyscy jada do Colca to po to by zobaczyc kondory! Jesli ma sie szczescie, mozna je obserwowac gdy rankiem wznosza sie w kanionie na pradach cieplego powietrza. Uzbrojeni w aparat i kamere czekalismy na nie od bialego rana - glupie ptaszyska. Czekalismy, czekalismy, juz tracilismy nadzieje i cierpliwosc. I w koncu po 1,5h laskawie sie pojawily. I to tak blisko! Sa piekne! Duze i majestatyczne gdy tak szybuja leniwie zataczajac szerokie kola. Warto bylo czekac!
 
W kanionie odbylismy takze przemily spacer z lokalnym przewodnikiem, ktory nie mowil slowa po angielsku, a po hiszpansku strasznie mamrotal, za to biegle mowil w indianskim narzeczu keczua. Rozumielismy sie wiec doskonale:)
Ale spacer byl swietny. Przewodnik, leciwy w latach ale zasuwajacy po gorach jak motorek, pokazal nam okolice i rechotal z zadowolenia gdy swobodnym krokiem mijalismy grupki dyszacych ze zmeczenia turystow. My, po miesiacu przebywania na znacznych wysokosciach, nic sobie juz nie robilismy z meczacych dla wysokogorskich debiutantow podejsc. Na zakonczenie powiedzial nam, ze tak sprawnych turystow dawno nie mial.    
 
 
Z Peru zapamietam zdecydowanie lamy. Nie mozna tu przejsc paru metrow bez spotkania lamy. Czy to na wsi, czy na ulicy miasta, te smieszne zwierzeta o aroganckim pysku patrza sie na nas flegmatycznie.
W restauracjach i barach do szalu doprowadzala mnie ich herbata cynamonowa - jedyna, ktora maja w tym kraju! Lubie cynamon, ale jego codzienna porcja w herbacie skutecznie mi go obrzydzila na jakis czas.
 
W Peru ciekawym zjawiskiem sa takze autobusy-krazowniki. Poniewaz z bezpieczenstwem bagazy na nocnych trasach jest tu roznie, a odleglosci sa tak duze, ze turysci chcac nie chcac musza sie na te nocne trasy decydowac, niektore firmy autobusowe przeksztalcily sie w prawdziwe fortece. Najlepsza z nich, Cruz del Sur, wiozla nas noca dwukrotnie.
Doswiadczenie jest nieziemskie. Autobus przy zaladunku bagazy strzezony jest jak skarb przez kilku uzbrojonych wielkich panow w czerni. Pasazerowie sprawdzani sa skanerami, a gdy znajda sie juz w autobusie, filmowani kamera by miec dowod kto wsiadl do srodka. Sam autobus podczas trasy monitorowany jest przez satelite z biura centralnego, ktore pilnuje by autobus zatrzymywal sie tylko tyle razy i w tych miejscach, ktore wczesniej okreslono. Podczas jazdy nikt nie wsiada i nikt nie wysiada, zmieniaja sie tylko kierowcy. Na pokladzie pasazerowie maja filmy, posilki, rozkladane w lozka fotele, gry, w ktorych moga wygrac darmowe bilety, i odpicowane hostessy gotowe do pomocy... Lepiej niz w samolocie. Przyjazd autobusu odbywa sie takze na strzezony przez wyzej wspomnianych panow terminal. Niezly cyrk. Ale przynajmniej spi sie spokojnie i nie martwi sie o bagaze.
 
Koncze, bo Charles wywraca oczami na dlugosc moich tekstow. Jutro lecimy do Brazylii!

Publié dans Pérou

Pour être informé des derniers articles, inscrivez vous :
Commenter cet article